Recenzja: Mezz Mezzrow - White Nigger (2002)


Mezz Mezzrow był bez wątpienia tak interesującą, jak i kontrowersyjną postacią w świecie muzyki jazzowej. A wszystko to za sprawą jego osobistych przekonań wobec problemu segregacji rasowej w Ameryce oraz zamiłowania do... marihuany, którą zwykł był rozpowszechniać przy okazji swojej aktywności estradowej. I właśnie ta ostatnia namiętność artysty stała się przyczyną jego osadzenia w nowojorskim więzieniu. Ale po kolei...

Urodzony w Chicago w stanie Illinois w roku 1899, Milton Mesirow (bo tak brzmiało jego prawdziwe imię i nazwisko) od najmłodszych lat uwielbiał jazz i blues. Oba te gatunki muzyczne poznał zresztą za murami placówek więziennych, gdzie przebywał, jako nastolatek. Po ich opuszczeniu grywał w klubach lat '20-tych, wspomagając na ich scenie takich wykonawców, jak King Oliver, Jimmy Noone, czy sam Louis Armstrong (nota bene jego wierny klient w marihuanowym biznesie). Mezzrow dał się poznać także, jako zagorzały krytyk wszechobecnej w tamtych czasach dyskryminacji rasowej. Walczył z nią wspierając czarnoskórych muzyków poprzez uiszczanie opłat za ich sesje nagraniowe oraz wspólną pracę w studio. Jednym z beneficjentów tej hojności był legendarny Sidney Bechet - klarnecista, z którym Mezzrow nagrał wiele wspólnych utworów.

Choć rozpoznawany przez widownię, Mezzrow nigdy nie zaskarbił sobie przychylności krytyków muzycznych. Jego dokonania na klarnecie uważano za poprawne, zaś w ocenie dziennikarzy, słynął głównie z barwnych historyjek, które zawarł w swej autobiografii, zatytułowanej "Really the Blues" (ukazała się w 1946 roku). Mezzrow nie był też liderem - częściej supportował, niż kierował, co z pewnością nie pomogło jego sławie. Koniec końców jednak trafił na czołówki gazet, chcąc przemycić dość pokaźną liczbę jointów do jednego z klubów. Nieskutecznie, bowiem zatrzymano go przy wejściu i zabrano do aresztu. Gdy już trafił do więzienia, w sobie tylko znany sposób przekonał tamtejsze władze, aby osadziły go w bloku przeznaczonym dla czarnoskórych więźniów (ponoć fakt ten argumentował tym, że sam jest "czarny"). Będąc na wolności podjął decyzję o przeprowadzce do Francji. Był to efekt jego zauroczenia obecną w tym kraju miłością do jazzu. I tu właśnie dochodzimy do sedna naszej recenzji.

"White Nigger" to album o bardzo intrygującym tytule, choć opisane przeze mnie wątki z życia Mezzrowa zdają się go objaśniać. To także kompilacja nagrań, które artysta poczynił w 1955 roku w jednym z paryskich studiów nagraniowych. W sesji towarzyszyli mu znakomici, choć mniej znani artyści bez których trudno wyobrazić sobie tę płytę. Sam Mezzrow pojawia się tu w niecodziennej dla siebie roli - lidera, w której odnalazł się znakomicie. Szybsze utwory wpadają w ucho, wolniejsze budują nastrój. Przystępność tego materiału stanowi olbrzymią zaletę całości. Początkujący słuchacz jazzu nie będzie miał zatem problemu z odnalezieniem się w takim klimacie. W ramach ciekawostki dodam tylko, że w posiadanie tego krążka wszedłem z powodu jego tytułu. Artysta wówczas był mi nieznany.


Co do muzyki na "White Nigger", szczególnie cenię sobie cztery ostatnie kompozycje o wdzięcznym tytule "Minor With A Bridge", których podziału dokonano według tempa w jakim zostały nagrane (slow i fast). Klarnet Mezzrowa i dźwięk trąbki, na której zagrał Herbert Lee Holland tworzą cudowny duet. "Sweet Sue (Just You)" - piękna ballada poprzedzająca wspomniany kwartet jest dopełnieniem dzieła. Mezzrow to zresztą nie jedyny klarnecista, który wziął udział we wspomnianej sesji. W nagraniach towarzyszył mu bowiem Maxim Saury - francuski muzyk jazzowy, którego styl gry idealnie pasuje do Mezza. Na uwagę zasługuje także świetny popis solowy pianisty Miltona Sealeya w utworze "Wailin' with Saury", który uważam za jeden z najciekawszych fragmentów tej płyty.

Przyznam się szczerze, że dokonując zakupu tej płyty, miałem obawy odnośnie skrywanej przez nią zawartości. Zupełnie niepotrzebnie, bowiem tym razem zakup w ciemno okazał się trafiony. Wspomniany album jest jednym z cenionych przez mnie najbardziej i jako taki stanowi ważną pozycję w mojej płytotece. Polecam go wszystkim tym, którzy nie mieli dotychczas okazji zapoznać się z twórczością Mezza Mezzrowa. Jest interesująco, klimatycznie i jak już wspomniałem przystępnie, a to z pewnością dodatkowy atut. I tylko szkoda, że tak znamienity artysta jazzowy za życia nie zyskał należnej mu estymy. Mezz Mezzrow zmarł bowiem zapomniany w roku 1972. 

Ocena: 9/10

Lista utworów:

1. Rosetta
2. All Of Me
3. Someday Sweetheart
4. Wailin' With Saury
5. Sweet Sue (Just You)
6. Minor With A Bridge Part I (Slow)
7. Minor With A Bridge Part I (Fast)
8. Blues With A Bridge Part I (Slow)
9. Blues With A Bridge Part I (Fast)

Komentarze

Popularne posty