Recenzja: Gil Scott-Heron - Spirits (1994)

Premiera "Spirits" odbyła się w roku 1994, a sam album okazał się być jednym z ostatnich w dorobku Ojca chrzestnego muzyki rap Gila Scotta-Herona. Przydomek ten zyskał zresztą nieprzypadkowo. Zawdzięcza go przede wszystkim swoim wierszom, które niemal od zawsze stanowiły istotny element każdego kolejnego albumu. Piętnował w nich negatywne cechy ludzkiej osobowości, przeciwstawiał się dyskryminacji rasowej, a także opowiadał o własnych doświadczeniach i walce z nałogiem, czym zaskarbił sobie szacunek słuchaczy. Gil Scott-Heron to przedstawiciel świadomego jazzu, łączącego w sobie elementy funku, popu, a nawet reggae. Obdarzony niebywałą charyzmą, artysta ten zawładnął amerykańską sceną muzyczną w latach ‘70-tych, kiedy to święcił największe sukcesy współpracując z doskonałym pianistą oraz producentem Brianem Jacksonem.

Jak wspomniałem na wstępie, cechą charakterystyczną jego twórczości były wiersze deklamowane przy dźwiękach różnych instrumentów, które doskonale komponowały się z utworami śpiewanymi. Nie dziwi więc fakt, że również i w przypadku "Spirits" nie mogło ich zabraknąć. Już na początku płyty mamy bowiem okazję usłyszeć utwór "Message To The Messengers". Jest to przesłanie skierowane do raperów, mające uświadomić im, jak wielką odpowiedzialność ponoszą za swoje rymy. W zdaniu: "Czteroliterowe bądź czterosylabowe słowa nie uczynią was poetami, a jedynie pokażą wszystkim jak powierzchowni jesteście”, Scott-Heron odwołuje się do wulgaryzmów obecnych w muzyce rap, które jego zdaniem nie powinny mieć w niej miejsca. To jednak nie koniec podniosłego charakteru opisywanego tu wydawnictwa. Artysta, stawiając na spokojne i stonowane utwory, wykazuje się niebywałą wręcz wrażliwością. Kompozycje pokroju "Give Her A Call", "Spirits Past", czy "Don't Give Up" na długo po przesłuchaniu pozostają w naszej pamięci. Prawdziwą perełką jest tu jednak trzyczęściowa kompozycja o nazwie "The Other Side".

Co decyduje o jej wyjątkowości? Poza zaskakującą aranżacją (tempo każdej części jest bardzo zróżnicowane), obecne są w niej także wątki biograficzne, odwołujące się do wieloletnich zmagań artysty z uzależnieniem od narkotyków. "The Other Side" jest więc niczym krzyk owładniętego nałogiem człowieka, który choć bardzo się stara, nie potrafi uciec od swoich demonów. Pełen sprzecznych stwierdzeń ("I would like to go home, I can’t go home") utwór ten odwołuje się także do wcześniejszych nagrań Scotta-Herona. Chodzi tu przede wszystkim o piosenkę "Home Is Where The Hatred Is" (1971), której słowa wykorzystano w trzecim, ostatnim epizodzie "The Other Side". Całość doskonale obrazuje zatem zamysł towarzyszący powstawaniu "Spirits", zaś autentyczność zawartego tu przekazu jest niepodważalna.

Omawiany dziś album był powrotem Gila Scotta-Herona po 12–letniej przerwie, który nastąpił pod szyldem wytwórni TVT Records. Mimo ciepłego przyjęcia ze strony fanów oraz pozytywnych recenzji, na jego następcę przyszło nam czekać aż do 2010 roku (płyta "I'm New Here"). Sam zainteresowany nie zdążył jednak nacieszyć się nowym etapem kariery. Zmarł w 2011 roku pozostawiając w świecie muzyki trudną do wypełnienia pustkę. 

Wspomniana płyta była jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie w dorobku Scotta-Herona. I jako taka na stałe wpisała się do katalogu najlepszych albumów w mojej muzycznej kolekcji. Tym bardziej więc zachęcam do jej przesłuchania, bo choć materiał ten łatwy nie jest, jego poznanie daje olbrzymią satysfakcję i skłania do myślenia. A to, wobec dzisiejszych trendów panujących w muzyce trudno uznać za pewnik. Serdecznie polecam.

Ocena: 9/10

Lista utworów:

1. Message To The Messengers
2. Spirits
3. Give Her A Call
4. Lady's Song
5. Spirits Past
6. The Other Side, Part I
7. The Other Side, Part II
8. The Other Side, Part III
9. Work For Peace
10. Don't Give Up

Komentarze

Popularne posty