TOP 5: Slayer


Recenzja Overkill, którą niedawno popełniłem była nie lada wyzwaniem. Na co dzień nie słucham bowiem thrash metalu, lecz płytę tej formacji uznałem za ideał. To zaś skłoniło mnie do poszukiwań albumów z mojej młodości, zwłaszcza autorstwa zespołu Slayer, których posiadam nie mało. Stąd też i pomysł na tę Top "piątkę" najlepszych płyt Zabójców. Jest ona krótka, jest subiektywna i bardzo dla mnie ważna. Może więc przyda się komuś na coś, lub stanie drogowskazem.

Zapraszam do lektury.


5. "Diabolus in Musica" (1998)

Z tym krążkiem mam niewątpliwie spory problem, a jest on jeszcze większy w przypadku zagorzałych fanów grupy, dla których "Diabolus in Musica" to najsłabszy album Slayera. Głównym zarzutem jest inspiracja nu metalem, którą ich zdaniem słychać w każdym fragmencie płyty. Ja widać słuch mam o wiele gorszy, gdyż echa tej inspiracji są moim zdaniem śladowe, zaś to co słyszę to zmiana brzmienia, a zmiany bywają potrzebne. Problem mam jednak z tym, by wskazać najlepsze z utworów, gdyż album podoba mi się w całości. Choć dziełem wybitnym nie jest, nadal jest głośno, dosadnie i agresywnie, a to firmowy znak zespołu. Do tego ta okładka... Przyciąga i intryguje.

4. "Repentless" (2015)

Jeff Hanneman nie żyje, Lombardo opuścił grupę, pojawił się więc Gary Holt (na basie) i wrócił Paul Bostaph (perkusja). W takich realiach powstawał ostatni album formacji, który zakończył ich studyjną podróż. Uczucia są mieszane, opinie wielorakie, lecz dla mnie to ciekawa płyta, której pominąć nie mogłem. Jasne, Araya znacznie się postarzał, Bostaph to nie Lombardo, a brak Hannemana jest ciosem w serce zespołu. Tyle, że nawet w tej sytuacji Slayer poradził sobie dobrze. Album ma swoje momenty, a jednym z moich ulubionych jest "When the Stillness Comes" - piosenka w duchu heavy metalu, która ubarwia zebrany tu materiał. I tylko szkoda, że więcej płyt Slayera zapewne nie uświadczymy. Choć, może jednak? Nigdy nie mówmy nigdy.

3. "World Painted Blood" (2009)

Tą płytą idę po prąd (znowu), choć swego czasu zebrała dość dobre recenzje. Jest to de facto przedostatni album w dyskografii zespołu. Co mnie w nim kręci? Właściwie wszystko, a tytułowy utwór to według mnie wystarczająca rekomendacja (na żywo zyskuje jeszcze więcej uroku). "World Painted Blood" to murowany kandydat do miejsca na podium. Rzecz jasna w moim skromnym odczuciu. Na bębnach legenda - Dave Lombardo, co słychać w każdym dźwięku. Świetna muzyka i cięte riffy, a Slayer w swym najsilniejszym składzie. Słowem nic dodać, jedynie słuchać. Dla mnie solidny album.

2. "Seasons in the Abyss" (1990)

Przyznaję, biłem się z myślami, lecz "Seasons..." zdobywa srebro. Płyta wspaniała, choć o milimetr przegrała w tym rankingu. Zespół dał czadu, jest zmienne tempo, a głos Arayi wciąga. Jest w końcu wszystko, co być powinno, lecz jest też "War Ensemble", a za nim nie przepadam. Uwielbiam za to "Dead Skin Mask" obecny na setlistach koncertowych, podobnie jak tytułowe nagranie, które wpisano już do annałów. Słowem, album-historia, dzieło wybitne, acz z jedną małą rysą. To ona decyduje, że "Seasons" nie wygrywa...

1. "South of Heaven" (1988)

Bowiem zwycięzcą jest... Nie mogło być inaczej. Wiem, to nie "Reign in Blood" - album, który piastuje pierwszą lokatę w większości takich rankingów. Ja jednak zakochałem się "South of Heaven", a utwory pokroju "Dissident Aggressor", "Spill the Blood" i naturalnie tytułowej piosenki stanowią esencję tego albumu. Produkcją płyty (jak i w przypadku "Reign...") zajął się nie kto inny, jak mistrz Rick Rubin, który wycisnął z chłopaków ukryte pokłady energii. Plusem tej płyty jest różnorodność, o którą dość trudno w thrash metalu. Muzycy zwolnili tempo i przyłożyli się do bardziej rytmicznego brzmienia. Efekt? Sukces krążka, który do dziś cieszy się uznaniem fanów (i zyskał status złotej płyty). Być może nie jest tak różnorodny, jak "Season...", ale to bez znaczenia. To moje numero uno. I basta.

Komentarze

Popularne posty