W ogniu 10 pytań: Wingless


Wingless - przedstawiciele krakowskiej sceny death i doom metalowej. Powstały w 2012 roku zespół ma już na swoim koncie pięć studyjnych krążków, z których ostatni - płyta "Ascension" ukazał się w 2024 roku. Choć nie zwalniają tempa, znaleźli chwilę, abyśmy mogli porozmawiać o ich muzycznych dokonaniach. Na tę okazję, "W ogniu 10 pytań..." stanął gitarzysta i założyciel formacji Grzegorz Luzar. Serdecznie zachęcam do lektury wywiadu.


W swoim "Hamlecie" Szekspir obwieszcza, że nie poparte myślą słowa "nigdy nie wzniosą się do nieba". W Waszych utworach nie brak jest jednak refleksji nad człowiekiem. Jak ważna zatem jest warstwa liryczna obecna w piosenkach Wingless? Czy słowa, którym nadaliście znaczenie, potrafią uskrzydlić Waszą twórczość?

Odkąd pamiętam zawsze zwracałem uwagę na teksty w twórczości zespołów, których muzyka była mi bliska. Nie inaczej też jest w przypadku mojego zespołu. Teksty od zawsze stanowiły integralną część naszej muzyki. Na każdej z naszych 5 płyt - bez względu na okres ich wydania - warstwa liryczna była stworzona świadomie i z określonych powodów. Przekazujemy być może nie najweselsze treści, za to zawierające w pełni świadomy przekaz. Jeśli ktoś jest ciekawy efektów to oczywiście zapraszam do zweryfikowania moich słów.

Kwestia skrzydeł, a właściwie ich braku pojawia się także w nazwie Waszego zespołu. Ciekawi mnie, dokąd pierwotnie, w początkach swego istnienia, miał dotrzeć ten Wasz "bezskrzydły" projekt? Jakie wiązaliście z nim nadzieje?

Zakładając Wingless moim głównym celem było stworzenie zespołu, który pozwoli mi w pełni zrealizować wszystko to, co będę chciał przekazać za pomocą dźwięków. Z czasem okazało się, że jest nawet kilka osób, którym podoba się to co tworzymy. Oprócz tego zawsze chcieliśmy grać koncerty i przekazywać energię ze sceny. To wszystko się udaje i nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Nigdy natomiast celem samym w sobie nie było stworzenie kapeli, jako narzędzia do zarabiania pieniędzy lub zdobycia za wszelką cenę poklasku wśród gawiedzi. Znakomita większość ludzi myśląca tymi kategoriami zazwyczaj prędzej, czy później staje się żenującymi pajacami, choć oczywiście niektórym zamierzony cel udaje się osiągnąć.

Wasza muzyka jest niczym pomost pomiędzy dwoma przeciwstawnymi żywiołami. Jest połączeniem ognia i wody, melodii z brutalnym brzmieniem. Co jest więc kluczem do jej powstania, źródłem różnorodności?

Nie staramy się zamykać tylko i wyłącznie w ciasnych ramach danego gatunku. Owszem spójność stylistyczna jest dla mnie ważna nie mniej nie oznacza to, że będziemy wałkować w kółko te same patenty. Jeśli posłuchasz naszych albumów w kolejności chronologicznej tak jak były wypuszczane to zapewne z łatwością stwierdzisz, że każdy kolejny materiał przynosi coś nowego, pojawiają się nowe elementy, aranże ewoluują, kompozycje zawierają coraz ciekawsze smaczki, lepsze harmonie, nieoczywiste zagrywki itd. Staramy się stawiać za każdym razem poprzeczkę coraz wyżej i nie oglądać się za siebie. To dość ambitne podejście. Wychodzę jednak z założenia, że żyje się tylko raz i nie mam zamiaru tworzyć z każdą kolejną płytą wariacji na temat poprzedniej. Oprócz tego prywatnie każdy z nas słucha różnych gatunków muzyki, co niewątpliwie też ma wpływ na dźwięki jakie tworzymy w zespole.

Oprócz muzyki, jej technikaliów są również i emocje. Które z nich towarzyszą Wam najczęściej podczas nagrania w studio?

Podczas sesji nagraniowych zawsze staramy się być przede wszystkim skoncentrowani i skupieni na tym, co robimy. Wchodzimy do studia przygotowani najlepiej, jak się da i realizujemy zamierzony plan działania. Wiadomo, że czasem atmosfera nie pozbawiona jest specyficznego poczucia humoru, ale pozwala to na osiągnięcie równowagi. Od lat zresztą pracujemy z tym samym realizatorem, co powoduje, że nasz system pracy jest optymalny. Wzajemnie się motywujemy, ale też zawsze mamy wspólny cel, aby efekt końcowy był na najwyższym poziomie na jaki nas stać w danym momencie.

Wingless to przedstawiciel death/doom metalu, taki otrzymał akces. Nie każdy słuchacz umiałby jednak odróżnić te gatunki. Gdzie leży więc granica interpretacji w kontekście samego brzmienia? Czy upychanie muzyki w konkretne ramy nie działa na jej szkodę?

Ciężko powiedzieć, czy tzw. „szufladkowanie” bardziej szkodzi, czy jednak pomaga. Myślę, że wszystko zależy od tego jak do tego podchodzisz. Ja nie mam problemu z tym, że funkcjonujemy jako zespół z gatunku death/doom. Znakomita większość słuchaczy po prostu potrzebuje takich drogowskazów w postaci tych etykiet, aby przynajmniej na początku dokonać selekcji i stwierdzić – jeśli nie znali do tej pory twórczości zespołu - czy kapela będzie w kręgu ich zainteresowań. Co do umiejętności odróżnienia wspomnianych gatunków uważam, że to po prostu przychodzi z czasem. Nikt na starcie nie jest ekspertem gatunkowym. Poznajesz kolejne kapele, ich dyskografie, zaczynasz wchodzić coraz głębiej w ten świat. Z czasem bez problemu będziesz miał świadomość, czym jest doom, a czym death metal. Ciężar w brzmieniu gitar, charakterystyczne melodie, średnie tempa, growle i wyczuwalna niepokojąca atmosfera to zdecydowanie nasze rejony. Co do interpretacji oczywiście nie zamierzam nikomu zwracać uwagi, czy poprawnie odbiera nasze dźwięki. Każdy z nas ma inną wrażliwość i subiektywny odbiór nie jest zaskoczeniem.


Album "Ascension" (2024) jest jak na razie ostatnim w dorobku Wingless. Macie już pomysł na nowy krążek, wizję jego następcy?

Oczywiście, że tak! Jesteśmy w chwili obecnej (sierpień 2025) w trakcie tworzenia i ogrywania nowego materiału. Mamy już 6 nowych numerów, które cały czas solidnie dopracowujemy. Praca idzie nam dość sprawnie, a dotychczasowe efekty dobitnie pokazują, że jesteśmy na dobrej drodze. Na chwilę obecną mogę tylko zdradzić, że będzie to od strony instrumentalnej najbardziej zaawansowana płyta Wingless. Z jednej strony ciężar i moc rodem z najlepszych dokonań Morbid Angel/Immolation z drugiej feeling, technika i melodie jakie można znaleźć na płytach Death/Pestilence, czy Cynic. Partie sekcji rytmicznej zdecydowanie powinny zwrócić uwagę fanów tych grup, zatem nudy nie będzie. Grobowy i posępny klimat zamglonego angielskiego cmentarza na pewno też będzie wyczuwalny... Nie zanosi się na gryzienie własnego ogona, to będzie kolejny krok na przód w stosunku do tego, co słychać na "Ascension". Nie chcemy się śpieszyć i dlatego planujemy zakończyć cały proces przygotowywania materiału z końcem grudnia 2025. Sesje nagraniową na pewno rozpoczniemy dopiero w przyszłym roku. Na temat warstwy tekstowej na chwile obecną nie chcę się wypowiadać. To wszystko jest nadal w trakcie tworzenia, więc pozwolę sobie nie rozwijać tego tematu.

A gdyby nagrać "Ascension" od nowa, jak wiele zmian chcielibyście wprowadzić?

Szczerze, to nie zastanawiałem się nad tym. Każdy nasz materiał to zapis pewnego etapu, emocji i zdarzeń jakie miały miejsce w naszym życiu. Zarówno "Ascension" jak i poprzednie płyty to materiały stworzone świadomie i z premedytacją. Tak to brzmi, tak zostało nagrane i niech tak pozostanie. Moim skromnym zdaniem wspomniany przez Ciebie krążek jest naszą najlepiej brzmiąca płytą i nawet gdyby los zdecydował, że nic już pod szyldem Wingless miałoby się w przyszłości nie ukazać, to dla mnie ta płyta była by godnym zakończeniem tej historii. Mam jednak nadzieję, że kolejny album nie zawiedzie i za jakiś czas, po jego premierze, gdy wrócisz do tej rozmowy przyznasz mi rację.

Bez wątpienia. Już wspominałem tę refleksyjność w tekstach Waszych piosenek, ale też zastanawiam się, jak Wy - z perspektywy czasu - patrzycie na swoje dokonania. Czy ta refleksja nad Wami wtedy, dziś byłaby in plus?

Nie wstydzę się żadnego z tekstów jaki popełniłem w historii tego zespołu. Każdy z nich był pisany świadomie, w określonych okolicznościach i z każdym z nich wiążą się określone emocje. Tak, jak wspomniałem wcześniej podchodzę poważnie do kwestii przekazu tekstowego i to sprawia, że mogę bez problemu, po upływie lat skonfrontować się z tym co powstało w przeszłości. Oczywiście z biegiem lat optyka dotycząca postrzegania świata może się delikatnie zmieniać, nie mniej w moim przypadku nie są to zmiany, które radykalnie wpływają na to, co powstało. Czasami oczywiście na fali sentymentu wracam do minionych lat, nie widzę w tym nic złego. Jednakże nie jest to na pewno jakieś rzewne rozpamiętywanie tego, co było. Przeszłość jest za nami, a to co będzie pokaże czas.

Zapytałem o to, bowiem samozadowolenie jest wrogiem kreatywności. Sprzyja też rutynie. Często miewacie pokusę pójścia na łatwiznę? Zagrania w sposób grany już przez Was wcześniej?

Po pierwsze to trzeba sobie jasno powiedzieć, że Wingless nie jest zespołem, który gra regularne wielkie trasy koncertowe i aby to robić musi mieć pretekst, czyli co mniej więcej 2 lata nową płytę. Być może gdybyśmy byli uwikłani w taki schemat groźba wypalenia lub braku weny mogłaby być realna. Tworzymy to co chcemy i w sposób jaki chcemy. Ambicja i chęć realizowania różnych pomysłów sprawia, że nie obawiam się o wtórne kopiowanie swoich najlepszych pomysłów. Oczywiście nie oznacza to, że nagle z dnia na dzień zaczniemy grać techno lub jazz. Eksplorujemy określone rejony muzyczne, ale wciąż nie widzę, abyśmy dotarli do ściany i nie byli w stanie postawić po raz kolejny kroku dalej. Samozadowolenie na pewno powinno zawsze gdzieś tam się pojawić. Dla mnie to akurat czynnik, który jeszcze bardziej mnie motywuje do dalszego działania, a nie spoczywania na laurach. Udało się nagrać dobrze przyjęty album, recenzje to potwierdzają. Czerpiesz satysfakcje z grania tego materiału? Świetnie, to dla mnie zawsze oznacza jedno – kolejny postaram się zrobić jeszcze lepszy. Według mnie to ma sens i sprawdza się w praktyce.

W kwestii kreatywności zdecydowanie nie lubię być popędzany. Wszystko u mnie rodzi się naturalnie i jest ciągiem przyczynowo skutkowym, w dodatku determinowanym przez przeznaczenie. Brzmi może trochę górnolotnie, ale nic na to nie poradzę. Dlatego też nie wyobrażam sobie sytuacji, w której koledzy z zespołu przychodzą do mnie, każą mi brać gitarę do ręki i mówią, że mam np. do jutra zrobić 2 numery...

Zatem na zakończenie, zwróćmy się ku przyszłości, będącej przedmiotem marzeń. O czym więc marzą muzycy Wingless w kontekście dalszej kariery?

Kariery powiadasz? Hmm... Ponoć marzenia są po to, żeby je realizować. Mnie osobiście zawsze ciekawiło to jak zespół byłby przyjęty, gdyby była możliwość zagrania kilku koncertów w Japonii. Egzotyka tego kraju bardzo mnie ciekawi, a tym bardziej to jak bylibyśmy tam odebrani? Wracając na ziemie to na pewno fajnie gdyby w przyszłym roku udało się nagrać wspomniany już nowy album, wydać go i wesprzeć większa seria koncertów w naszym kraju i nie tylko. Mam też cichą nadzieję, że organizatorzy koncertów zwrócą większa uwagę na Wingless, co przełoży się na częstsze występy sceniczne.


Zdjęcia: materiały prasowe.





Komentarze

Popularne posty