Wywiad: Lawrence Grobel - "Do każdego wywiadu trzeba podejść z otwartym umysłem..."


Lawrence Grobel to amerykański pisarz i legenda światowego dziennikarstwa. Jest autorem wielu książek, z których najbardziej znane: "Sztuka Wywiadu" oraz "Al Pacino. Rozmowy" odniosły sukces na polskim rynku wydawniczym. Z nieukrywaną radością prezentuję poniższy wywiad, bowiem możliwość rozmowy z kimś tak inspirującym jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Szczerze zachęcam do zapoznania się z jego treścią.

Joyce Carol Oates nazwała cię "Mozartem wywiadów". Sądzisz, że to czego dokonałeś dotychczas przetrwa próbę czasu, tak jak jego muzyka?

Nigdy nie uwierzyłem w to, co mówiła o mnie Joyce. Było to pochlebne, ale zdecydowanie przesadzone. Jeśli moja praca przetrwa to z pewnością nie z powodu mnie, lecz kilku osób, o których pisałem. A czy któraś z nich z kolei przetrwa wieki? Prawdopodobnie nie. Ale Mozart na pewno!

Bez dwóch zdań jesteś jednak ikoną w świecie dziennikarstwa. Czy uważasz, że udało ci się w nim osiągnąć wszystko, co było możliwe?

Nie, oczywiście, że nie. Jeśli ktoś osiągnie "wszystko", co mu jeszcze pozostanie? Myślę, że na przestrzeni lat udało mi się przeprowadzić kilka bardzo ciekawych wywiadów, ale dziennikarstwo to coś więcej niż tylko wywiady. Napisałem jedną wielką biografię - "The Hustons" i na pewno jest to coś, z czego jestem dumny. Nigdy jednak nie poszedłem tym tropem z równie świetnym tematem.

To pomówmy zatem o początkach twojej dziennikarskiej podróży. Czy kariera w tym zawodzie od zawsze była twoim marzeniem?

To zdecydowanie nigdy nim nie było. Zawsze chciałem być powieściopisarzem. James Joyce był pisarzem, do którego osiągnięć pragnąłem się zbliżyć. I przez lata mnie to wyniszczało. Aż pewnego dnia doznałem objawienia - zdałem sobie sprawę, że Joyce jest geniuszem, a ja nie. Kiedy się z tym pogodziłem, mogłem publikować swoją fikcję bez dokonywania porównań.

Zgodnie z obiegową opinią przeprowadzanie wywiadów wymaga odwagi i umiejętności radzenia sobie ze stresem. Czy opanowanie tych umiejętności przyszło Ci z łatwością? A może to cechy wrodzone?

Z tym pierwszym nie mogę się zgodzić. Przeprowadzanie wcześniej przygotowanego wywiadu nie ma nic wspólnego z odwagą. Stres jednakże jest prawdziwy. A wywiady z kultowymi postaciami mogą być niezwykle stresujące. Wiele też zależy od tego, czy znajdziecie wspólny język, czy otrzymasz trochę czasu i jak twoi redaktorzy ocenią efekty tych starań. Nigdy tego nie opanowałem, bowiem zawsze odczuwałem stres przed rozpoczęciem wywiadu. Ale kiedy już udało mi się wdrożyć, próbowałem cieszyć się werbalną konfrontacją.

Na przestrzeni lat rozmawiałeś ze znanymi osobistościami. Zatem na brak informacji o nich nie mogłeś narzekać. Czy fakt, że ich życie było tak powszechnie znane, czynił twoją pracę łatwą? Sprawiał, że przystępowałeś do niej lepiej przygotowany?

Tak i nie, gdyż dość często pojawiało się tych materiałów dużo, a wyzwaniem było pójście o krok dalej. Dalej niż to, co już napisano na ich temat wcześniej. Oznaczało to, że musiałem przeczytać WSZYSTKO, zobaczyć WSZYSTKO, porozmawiać z tyloma osobami z iloma tylko było to możliwe, zanim poczułem się w pełni przygotowany.

A gdy wydawało się, że wiesz już o nich dużo, gwiazdy potrafiły być kapryśne. Mae West dla przykładu - legendarna aktorka filmowa zabroniła ci używania magnetofonu. Podczas rozmowy zmuszony byłeś robić notatki. Często doświadczałeś takich fanaberii? Mam wrażenie, że permanentna gotowość była ważną częścią twojej pracy.

Do każdego wywiadu trzeba podejść z otwartym umysłem, a nie z przyjętymi z góry wyobrażeniami. Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać. Niektórzy rozmówcy upierali się, by ich publicysta był w pokoju (czemu ja się zawsze sprzeciwiałem). Inni oznajmiali na dzień dobry, że są pewne tematy, o których nie chcą dyskutować. Jeszcze inni używali własnych magnetofonów, żeby mnie zastraszyć, co nigdy nie zadziałało. W każdym z tych wywiadów nie zabrakło niespodzianek, ale ja nie miałem z tym problemu. Czułem się gotowy na nieznane.

W swojej książce "Sztuka Wywiadu" opisałeś rozmowę z byłym trenerem koszykówki Bobem Knightem, który zafundował ci przejażdżkę samochodem, po czym omal nie wyrzucił z niego niezadowolony z pytań, które mu zadałeś. Skłania mnie to do refleksji, że w tej pracy trzeba być też dobrym psychologiem. Czy podobne wydarzenia traktowałeś w osobisty sposób? Czułeś się w nich obrażany?

Nie, nigdy nie brałem takich sytuacji do siebie. Podczas wywiadów jednak zdecydowanie ma się poczucie bycia psychoterapeutą. Wielu celebrytów powiedziało mi, że w trakcie rozmowy czuje się ze mną jak na kozetce u psychiatry. Zwłaszcza gdy padały z mojej strony intymne pytania. Zdenerwowałem się tylko raz, gdy Robert Mitchum wygłosił antysemickie uwagi. Wówczas po prostu wyszedłem. Ale potem, kilka lat później, kiedy pisałem o rodzinie Hustons, spotkałem się z nim i spędziłem łącznie pięć godzin.

A co powiesz o krytyce swojej pracy? Czy jej negatywny odbiór motywował cię do dalszych działań, sprawiał że dostrzegłeś błędy, których wcześniej nie widziałeś? 

Miałem to szczęście, że nie docierało do mnie zbyt wiele słów krytyki. Kilka wywiadów faktycznie się nie udało, lecz po czasie zrozumiałem dlaczego. Trzeba uczyć się na błędach. Pewnego razu zmuszony byłem zakończyć rozmowę telefoniczną z Warrenem Beatty, bo zapytałem go, dlaczego przez rok nie płacił podatków. Odpowiedział: „Muszę lecieć” i odłożył słuchawkę. Moim błędem było zadanie tego pytania, zanim skończyłem zadawać pozostałe. Mała rada - zostaw pytania o pieniądze na koniec!

Zapamiętam. Mówią, że uczymy się przez całe życie i doskonalimy poszukując inspiracji. W tym kontekście, powiedz proszę, który z dziennikarzy był dla Ciebie wzorem do naśladowania?

Nie wiem, czy określiłbym ich mianem wzorów do naśladowania, lecz z pewnością dziennikarzami, których czytałem i lubiłem, zanim wszedłem do tego zawodu byli Norman Mailer, Tom Wolfe, Joan Didion i Oriana Fallaci.

Teraz sam stanowisz inspirację dla młodszego pokolenia. Gdy spoglądasz wstecz na swoje życie, czego nauczyłeś się o sobie w trakcie tych 40 lat kariery dziennikarskiej?

To szerokie pytanie. Odpowiedź znajduje się w moich książkach. Dwie z nich poświęciłem przeprowadzaniu wywiadów ("Sztuka Wywiadu" i "You, Talking to Me"), dwie następne to pamiętniki ("You Show Me Yours" i "Turquoise"). Oprócz tego jest też kilka innych książek, w których kryje się ta wiedza.

Wspomniałem o "Sztuce Wywiadu", ale znany jesteś także, jako powieściopisarz. Jedną z moich ulubionych powieści twojego autorstwa jest "Zmartwychwstanie Laytona Crossa", opowiadające historię upadłego aktora, który próbuje odbudować swoją karierę. Co sprawiło, że postanowiłeś poszukać szczęścia w tej właśnie formie literackiej? Czy to doświadczenie dziennikarskie, które miałeś okazało się pomocne przy realizacji tego celu?

Jak już powiedziałem wcześniej, powieściopisarstwo od zawsze było formą literacką, którą najbardziej szanowałem, a powieści tym, co chciałem napisać. Ale zacząłem wcześnie, jako dziennikarz, odniosłem pewien sukces i byłem w stanie zarobić na życie, więc fikcja musiała poczekać. W ciągu ostatnich pięciu lat skoncentrowałem się jednak wyłącznie na niej, pisząc dwie powieści i trzy książki z opowiadaniami. I tak, zdecydowanie dziennikarstwo pozwoliło mi na obserwowanie postaci na bardziej intymnych poziomach. Zatem z pewnością mi pomogło.

Z każdą nową przygodą związane są także pewne oczekiwania. Jakie więc były twoje, kiedy wydałeś pierwszą ze swoich powieści?

Każdy pisarz oczekuje, że ludzie będą czytać i lubić jego książki. Pierwsza z moich powieści wydana została najpierw w Polsce, a co za tym idzie przetłumaczona na język, którego nie umiem czytać i nie wiem, jak to brzmi. Ale byłem niezwykle dumny, że wydałem tę książkę w kraju, który bardzo lubię.

Jak wiesz, mój blog poświęcony jest muzyce, stąd nie może jej zabraknąć podczas tego wywiadu. W trakcie swojej kariery miałeś przyjemność rozmawiać nie tylko ze znanymi aktorami, ale także ze świetnymi muzykami. Zastanawiam się więc, który z tych wywiadów zapadł ci szczególnie w pamięć? Zdaje się, że Dolly Parton okazała się być bardzo wdzięcznym rozmówcą.

Kocham Dolly, to świetny wywiad, a ona jest wspaniałą osobowością. Pamiętam, jak pewnego dnia siedziała w moim samochodzie, gdy jechałem na plażę w Santa Monica. Nagle zaczęła przyklejać paznokcie, śpiewając swoją nową piosenkę "9 to 5", zanim jeszcze została nagrana. Przeprowadziłem również wywiady z Milesem Davisem, Luciano Pavarottim, Natalie Cole, Barbrą Streisand, Tonym Bennettem, Anthonym Kiedisem, Grace Jones, Bette Midler, Royem Clarkiem i każdy z nich zapadł mi w pamięć na swój sposób. Te, które najbardziej zapamiętam to Miles, Luciano, Dolly i Streisand.

Na twoje pytanie o znaczenie muzyki w jego życiu, amerykański pisarz James Michener odpowiedział, że słucha jej codziennie i dopasowuje odpowiednie gatunki muzyczne do tematyki swoich książek. Czy muzyka stymuluje twoją twórczość w równie kreatywny sposób? Słuchasz jej, gdy piszesz?

Czasem sięgam po Milesa Davisa lub słucham muzyki klasycznej. Częściej jednak wolę wówczas ciszę. 

W tej rozmowie Michener, zgodnie z twoją sugestią, przeprowadził wywiad z samym sobą. A ty o co byś zapytał młodego Larry'ego Grobela, gdybyś miał taką możliwość?

Nie wydaję mi się, żebym o cokolwiek zapytał młodszego siebie, ponieważ znałbym już odpowiedzi. Chciałbym doradzić mu, czego spodziewać się po zawodzie freelancera, w jakie akcje powinien zainwestować i by nie spędzał tyle czasu na próbie zainteresowania innych swoimi scenariuszami, lecz poświęcił się pisaniu fikcji.

Zatem na sam koniec i w klimacie poprzedniego tematu - jak w twojej ocenie brzmiałoby najtrudniejsze z pytań, które mógłbym dzisiaj zadać?

Może: "Jak długo będziesz jeszcze na tym świecie i czy twój mózg pozostanie sprawny do samego końca?".


Wykorzystane w materiale zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum rozmówcy.

Komentarze

Popularne posty