Recenzja: Jon B - Pleasures U Like (2001)

Gdy po raz pierwszy przesłuchałem ten album odczułem spory niedosyt. Zachęcony przez jego poprzednika - płytę "Cool Relax" (1997), spodziewałem się wydawnictwa podobnej urody, bogatego w emocje i zgrabnego lirycznie. Jon B, człowiek współpracujący w przeszłości z wieloma sławami muzyki rozrywkowej, znany był bowiem z niezwykłej kreatywności oraz poczucia rytmu. W takim kontekście, "Pleasures U Like" daleko do tych standardów. Dotychczasowy styl, jak też finezja Jona oddały tu pole eksperymentom muzycznym. Klimat, za który pokochałem poprzedni album prysnął jak bańka mydlana, zaś w jego miejsce nastały nieład i chaos, a na dodatek mocno tu namieszały.

W gwoli ścisłości, zapowiedź zmian widoczna jest na trackliście. Raperzy Nas, AZ, czy Cuban Link, którzy zgodzili się wesprzeć projekt, to pewne novum w muzyce Jona. Jak mniemam ich obecność stanowić miała powiew świeżości twórczej, lecz efekt tychże starań wypadł niestety blado. I raczej nie porywa. Największy problem na tej płycie stanowi jednak pomysł - rzekłbym nijakość koncepcyjna w procesie produkcyjnym, jeśli to coś tłumaczy. Po przesluchaniu krążka wiemy na pewno, że wiemy... jeszcze mniej, albowiem trudno jest określić kierunek, w którym ów album zmierza. Mistrz romantyzmu czerpał za to garściami z trendów ówczesnej mody. Jest tu więc reggae i R&B, jest hip hop oraz pop, lecz brak spójności bardzo przeszkadza, zaś album zdaje się nierówny.


Co oczywiste, także i na nim znajdziemy kilka perełek. Za takie uznać trzeba utwory "Tell Me" i "Sof’n Sweet", które starają się (choć nieśmiało) nawiązać do przeszłości Jona. Również singlowy "Don’t Talk" oczarowuje wokalem, zaś "Boy Is Not A Man" pomysłowością autora. Tyle, że to za mało, aby docenić album, który pomieścił w sobie 20 premierowych nagrań.

Artysta kompletny, a takim od zawsze był dla mnie Jon B, poszedł tym razem na skróty i wybrał komercyjną ścieżkę. "Pleasures U Like" nie jest albumem złym, zła jest jednakże koncepcja w oparciu o którą powstał. Efekt końcowy rozczarowuje, ale być może warto wysłuchać go w całości. Niewykluczone bowiem, że to co dla jednych stanowi słabość tej płyty, innym przypadnie do gustu. Mnie "przyjemności" zawarte w tytule zbyt wielkiej frajdy nie dały, stąd też oceniam ten album poniżej własnych oczekiwań. Szkoda.

Ocena: 6/10

Lista utworów:

1. Interlude
2. Finer Things (featuring Nas)
3. Vibezelect Café (Interlude)
4. Don't Talk
5. Sof'n Sweet
6. Overjoyed (featuring Faith Evans)
7. Boy is Not a Man
8. Lonely Girl
9. Cocoa Brown
10. What Up Boogotti? (Interlude)
11. All I Want is You (featuring Cuban Link)
12. Been Played (Interlude)
13. Layaway (featuring AZ)
14. Pleasures U Like
15. Now That I'm With You
16. My Seed With You (Interlude)
17. Tell Me
18. Calling on You
19. Inside
20. Do it All Again

Komentarze

Popularne posty