Wywiad: Denys Baptiste - "Emocje muszą być sercem każdego występu lub nagrania..."

Denys Baptiste - jeden z najwybitniejszych współczesnych saksofonistów oraz niekwestionowana legenda brytyjskiej sceny jazzowej. Wielokrotnie nagradzany, w swojej dyskografii posiada pięć solowych albumów. Ostatni z nich - płyta "The Late Trane" (2017) stanowi hołd dla późniejszego okresu twórczego Johna Coltrane'a oraz niezwykle wdzięczny temat do naszej rozmowy. Wywiad o życiu, Bogu i muzyce "Trane'a", który warto przeczytać. Polecam.

Uważany jesteś za legendę brytyjskiej sceny jazzowej. Czy kiedykolwiek spodziewałeś się usłyszeć o sobie tak wyjątkowe słowa?

Brzmi to, jak świetny nagłówek! I nie, nigdy nie spodziewałbym się takiego wyróżnienia na tak wczesnym etapie mojej kariery, ale mimo to termin ten przylgnął do mnie (i to bez względu na dyskomfort, jaki w związku z tym odczuwam). Prawda jest taka, że ​​nie postrzegam siebie w takich kategoriach. Jest wielu brytyjskich muzyków, których podziwiam i uważam za legendy - na przykład Courtney Pine, czy Evan Parker. Ważne jest dla mnie skupienie na rozwijaniu swojego rzemiosła i nierozpraszanie się pozytywnymi lub negatywnymi opiniami.

Swoją przygodę z muzyką rozpocząłeś w bardzo młodym wieku. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, czy może miałeś też inne pasje ważniejsze od niej?

Zainteresowałem się muzyką w dziewiątym roku życia, ale na saksofonie zagrałem po raz pierwszy mając 14 lat, zatem dość późno. Lata osiemdziesiąte przyniosły odrodzenie jazzu w głównym nurcie, a ja pokochałem go do tego stopnia, że chciałem grać jak najwięcej. Mój ojciec miał kilka płyt jazzowych, ale głównie pożyczałem je z biblioteki, ponieważ nie stać mnie wtedy było na ich zakup. Nagrania otworzyły mi uszy na wysoki poziom umiejętności artystów, takich jak John Coltrane i Sonny Rollins. Zamarzyłem więc, by osiągnąć ten poziom artystyczny.

I tak w twoim życiu pojawił się saksofon. Co jest w nim tak wyjątkowego, że stał się on twoim znakiem rozpoznawczym?

W latach siedemdziesiątych, w muzyce pop, nie brakowało nagrań, w których wykorzystywano saksofon. Przykładem był Gerry Rafferty i jego "Baker Street". Początkowo chodziło więc o blichtr i szpan. Jednak, z chwilą gdy usłyszałem "Don't Stop the Carnival" Sonny'ego Rollinsa i łatwość z jaką tworzył, powaliło mnie to na kolana. Wtedy wiedziałem już, że chcę grać na saksofonie.

A gdybyś do wyboru miał również inny instrument, który najlepiej wyrażałby twoje emocje?

Moim drugim wyborem byłaby perkusja. Uważam, że matematyka rytmu jest w niej fascynująca, a jego kreatywne wykorzystanie jest techniką, która stanowi integralną część mojego stylu gry.


Wspomniałem o emocjach, bowiem tych doświadczamy w każdym z twoich utworów. Wydajesz się być także całkowicie oddany procesowi twórczemu. Zdaniem Jimiego Hendrixa muzyka nie kłamie, a jeśli tak, to jakiej prawdy o tobie dowiadujemy się słuchając twoich nagrań?

Dużo rozmyślam o strukturze moich projektów nagraniowych i tak naprawdę wszystko zaczyna się od prawdy i autentyczności. Wierzę, że publiczność wie, czy naprawdę masz na myśli to, co do  niej mówisz. Emocje muszą być sercem każdego występu lub nagrania. Jeśli chodzi o moją własną muzykę, mam nadzieję, że publiczność słyszy moje zaangażowanie, które składa się w opowiadaną przeze mnie historię. Każdego dnia czujemy się inaczej, stąd to muzyka jest oknem na mój obecny stan emocjonalny. To tam zaczyna się i kończy mój kontakt ze słuchaczami.

Jak sam przyznałeś, artystą którego twórczość od dawna jest ci bliska był John Coltrane, któremu oddałeś hołd na albumie "The Late Trane”. Zagrałeś też jego kompozycje na koncercie w Warszawie. Jaki był twój pomysł na powstanie tej płyty?

John Coltrane był jednym z najbardziej kreatywnych artystów XX wieku, a fakt, że 55 lat po swojej śmierci nadal inspiruje muzyków, świadczy o sile jego twórczości. Jednak jego późniejsza praca jest trudna do zrozumienia. Gdy po raz pierwszy zapoznałem się z tymi nagraniami, natychmiast zwróciłem album do sklepu, ponieważ brzmiało to dla mnie, jak hałas. Ideą tej płyty było więc czerpanie z przykładów jego późniejszej twórczości i przearanżowanie ich we współczesny sposób, jako wprowadzenie dla nowych słuchaczy. Służyła mi również do zinterpretowania jego muzyki według moich własnych odczuć.

Coltrane eksperymentował z dźwiękami, przekraczał granice, odkrywał nieznane muzyczne lądy. Szukał Boga. Sporo tego. Czy nie obawiałeś się, że nie będziesz w stanie wyrazić w pełni istoty jego muzyki? Pokazać głębi tego, co stworzył?

Muzyka z natury jest uduchowiona, a Coltrane zbliżył się do jej sedna poprzez nieustanną eksplorację. Jest to więc osobista podróż dla każdego z nas. Nie mam prawa posiadać jego duchowych doświadczeń, ale muzyka którą pozostawił po sobie jest drogowskazem we właściwym kierunku - by dotrzeć do źródła wszelkiej kreatywności. Jeżeli nie rozpoczniesz podróży, nie masz też szans na dotarcie do jakiegokolwiek celu.


Późny Coltrane kojarzy się nie tylko z muzyką duchową, ale też trudną w odbiorze dla wielu słuchaczy jazzu. Czy w twojej ocenie album, który nagrałeś pomoże ludziom zrozumieć lepiej przekaz jego twórczości? Ujrzeć ją w innym świetle?

Taki był cel powstania tej płyty. Zawsze zachęcam publiczność do ponownego wsłuchania się w twórczość Johna Coltrane'a. To trudne i wymaga czasu, ale jest on potrzebny, aby poznać go w pełni. Czystą emocję ubraną w dźwięk.

Twoja muzyka również ewoluuje. Jak scharakteryzowałbyś największą z różnic, którą dostrzegasz w swojej twórczość, w stosunku do czasów, gdy rozpoczynałeś karierę artystyczną?

Kiedy nie jestem w trasie staram się dużo ćwiczyć. Wciąż zauważam obszary, które wymagają poprawy, ale zdecydowanie jestem wszechstronniejszym artystą niż kiedyś. Powiedziałbym, że gram z większym skupieniem, jestem też odważniejszy i chętniej podejmuję ryzyko w muzyce. Odnosi się to do wszystkich aspektów mojej twórczości.

Przywołałem wcześniej twój koncert w Warszawie, który odbył sie w ramach festiwalu "Jazz na Starówce" w lipcu br. Jednym z jego najbardziej wzruszających momentów był ten, gdy zagrałeś "Peace on Earth" - piękną balladę, o której biograf Coltrane'a, J.C. Thomas powiedział, że jest "prostą, wykwintną kadencją z niezliczonymi, spiralnymi wariacjami". A deszcz, który towarzyszył temu wydarzeniu, zdawał się wówczas padać intensywniej... Jak wiele według ciebie musimy jeszcze doświadczyć, aby zrozumieć znaczenie pokoju? Aby nauczyć się słuchać i kochać innych ludzi?

Nikki Yeoh i ja, podczas tego utworu, tworzymy na scenie duet i ludzie naprawdę się z nami łączą. Chyba dlatego, że żyjemy w niespokojnych czasach. Nie tak łatwo jest zachować optymizm, gdy świat wydaje się tak zepsuty. Tu właśnie wkracza muzyka, której celem jest skupienie i wydestylowanie ludzkich emocji poprzez wspólne doświadczenie. Dla mnie interesujące jest to, że niewiele się zmieniło od czasu, gdy John Coltrane napisał "Peace on Earth". Jako gatunek ludzki nadal nie potrafimy zrozumieć, że wszyscy jesteśmy częścią tej samej rodziny, w tym samym wszechświecie. Musimy nauczyć się tego szybko, ponieważ jako wspólnotę stać nas na wielkie rzeczy. Niestety sami, z naszym egoistycznym i destrukcyjnym podejściem do życia, zbliżamy się do smutnego końca. Praca muzyka w tym zakresie polega więc na szerzeniu miłości i pozytywnych emocji.


Skoro więc o pokoju mowa, tym razem w wewnętrznym wymiarze, podobno nic nie przynosi ulgi naszym duszom, tak jak potrafi przynieść ją muzyka. Jak często w swoim życiu doświadczyłeś jej zbawiennego wpływu?

Za każdym razem, gdy do ust przykładam ustnik skasofonu lub słyszę muzykę, która podnosi mnie na duchu.

Jak zatem opisałbyś znaczenie muzyki w swoim życiu? I jak twoim zdaniem potoczyłoby się ono, gdybyś nigdy nie spotkał jej na swojej drodze?

Muzyka jest dla mnie bardzo ważna, odżywia mnie i utrzymuje równowagę. Wierzę, że grając ją, jestem tam, gdzie powinienem być i mam też przywilej dzielić się swoimi uczuciami oraz przemyśleniami z publicznością. Zanim rozpocząłem karierę muzyczną, studiowałem inżynierię mechaniczną, więc kto mógł przewidzieć, że w przyszłości nie będę się tym zajmował. Wyobrażam sobie jednak, że będąc w tym zawodzie, minąłbym się ze swoim powołaniem.

Gdy rozmawialiśmy o Coltranie, zgodziliśmy się, że prowadził on dialog z Bogiem. Myślisz, że w końcu uzyskał odpowiedź na nurtujące go pytania?

Tylko on sam mógłby nam to wyjaśnić… To była jego podróż, a my możemy jedynie oceniać muzykę, którą nam zostawił. Miał zaledwie 42 lata, kiedy umarł i często zastanawiam się, w jakim kierunku zwróciłby swoją twórczość, gdyby nie odszedł tak młodo. Jednakże, jednym z jego największych osiągnięć jest to, że wciąż łączy ludzi i inspiruje do dalszych poszukiwań.

A gdybyś ty mógł zadać Bogu pytanie, które dręczy cię od dłuższego czasu, o co chciałbyś zapytać?

"Dlaczego wciąż nie umiemy się porozumieć?".


Użyte w wywiadzie zdjęcia pochodzą z materiałów promocyjnych wytwórni Edition Records.

Komentarze

Popularne posty