Recenzja: Black Sabbath - Heaven and Hell (1980)

 


Efekt niezadowolenia. Tak można i należałoby opisać niniejsze wydawnictwo - album "Heaven and Hell" legendarnego Black Sabbath. Geneza jego powstania związana jest bowiem z odejściem frontmana grupy Ozzy'ego Osbourne'a, który z powodu niezadowolenia z kierunku w jakim zmierza muzyka zespołu, wybrał karierę solową. Niezadowolony był także zastępujący go na wokalu Ronnie James Dio, który z kolei rozstał się z grupą Rainbow (był jej wokalistą) i przyjął propozycję Tony'ego Iommi. W takiej to atmosferze powstawał ów krążek.

Powodów do niezadowolenia było tu zresztą więcej, zwłaszcza wśród zagorzałych fanów formacji, dla których nowe brzmienie Black Sabbath było jak profanacja. Faktów oszukać jednak nie sposób, a projekt z Dio na mikrofonie stał się najwyżej notowanym na listach przebojów albumem grupy. Jest zresztą trzecim w hierarchii - za "Paranoid" i "Master of Reality" - najlepiej sprzedającym się krążkiem w dyskografii Black Sabbath. W mojej ocenie sukces to w pełni zasłużony.

O tym, że Dio to nie Ozzy wiemy od pierwszych dźwięków. Choćby z powodu warsztatu wokalnego, w którym przydatnych narzędzi nowemu frontmanowi nie zabrakło. Tak, Osbourne to pomnik heavy metalu i cenię go za to bardzo, lecz wokalistą wybitnym nie jest i trzeba powiedzieć to sobie szczerze. W tym więc aspekcie zdolności Dio wypadły lepiej, co wzbogaciło zawarte na płycie kompozycje. A te w mojej ocenie brzmią tu naprawdę dobrze. Jest energicznie, dużo się dzieje, zaś większość z tego, co przyjdzie nam usłyszeć zapada szybko w pamięć. I niech sobie piszą (lub mówią) malkontenci, że sztampa, że spadek formy. Mają do tego prawo. Jak dla mnie jednak krążek naprawdę się broni, a zmiana w składzie grupy i zmiana koncepcyjna wyszły tu wszystkim na zdrowie.

Album otwiera żywiołowe "Neon Knights". Co ciekawe, mimo że pierwszy na płycie, utwór ten napisany został i nagrany jako ostatnia ze wszystkich ośmiu piosenek. Zdecydowane, agresywne brzmienie stanowi dobre preludium do zawartości płyty, a jako autor "Neon..." wpisany został debiutant Ronnie James Dio. Później jest wcale niezgorzej za sprawą świetnego "Children of the Sea" (paradoksalnie pierwszego z napisanych na krążek kawałków), zaś do tercetu doskonałych brzmień dopisałbym także tytułowy "Heaven and Hell", którego klimat i balladowe brzmienie przypominają mi nieco... "Burning Heart" zespołu Survivor, choć z punktu widzenia chronologii ten drugi utwór wydany został 5 lat później (1985 rok). Pomiędzy nimi jest jeszcze "Lady Evil", zgrabnie zagrana kompozycja, bez której w gruncie rzeczy można by się obejść. Nie znaczy to wcale, że jest słaba. Co to to nie, lecz niczym zaskoczyć słuchacza nie może. 

Side two (strona druga) to zestaw kolejnych czterech utworów, z których najdłuższy (i zamykający album) "Lonely Is the Word" najbardziej przypadł mi do gustu. To zresztą ulubione nagranie ówczesnego perkusisty Black Sabbath - Billego Warda, który z czasem opuścił grupę z powodu problemów osobistych. Na uwagę moim skromnym zdaniem zasługuje także "Wishing Well" z chwytliwą linią melodyczną i absorbującym wokalem Dio. Pozostałe nagrania ("Die Young", "Walk Away") trzymają poziom, a krążek zyskuje tym na wartości. W mojej edycji albumu (właściwie reedycji z 2021 roku) znalazła się również płyta numer dwa, na której posłuchać możemy niektórych piosenek w wersji live. Gratka dla kolekcjonerów, która niewiele zmienia w ogólnym obrazie. Choć, jak to mówią, lepiej mieć więcej niż mniej.

"Heaven and Hell" dziełem wybitnym nie jest, lecz udowadnia, że zmiany wciąż lepsze są od stagnacji. Jest także jednym z jaskrawszych przykładów w muzyce, że próby zastąpienia legendy nie zawsze kończą się fiaskiem. Tu zabieg ten powiódł się całkiem dobrze, a Ronnie James Dio pasował do mocnego brzmienia Black Sabbath. Szkoda jedynie, że ci którzy zdążyli przez lata popłenić doktorat z wiedzy o zespole, zamknęli swe uszy na obecne w jego historii odstępstwa od reguły. Trochę to przypomina sytuację z "Load" Metalliki, choć tam naturalnie zmiany frontmana nie było. Ogółem opisywany tu album poznać wypada, a nawet trzeba bo to solidna płyta o dużej wartości muzycznej. Dla mnie to również zastrzyk adrenaliny o bardzo pozytywnym działaniu, który naprawdę szczerze polecam.

Ocena: 8/10

Lista utworów:
1. Neon Knights
2. Children of the Sea
3. Lady Evil
4. Heaven and Hell
5. Wishing Well
6. Die Young
7. Walk Away
8. Lonely Is the Word

Komentarze

Popularne posty